Autobusowe historie, cz. 3
(opowiadanie)
21.19 czwartek
Autobus z cichym, przyjemnym szmerem
leniwie sunie po mokrej, usianej nierównościami drodze. Rozchlapuje pod sobą
światła miasta, których małe kropelki lądują z delikatnym stukotem na szybie.
Przystanek bez przystanku, to znaczy stajemy na środku drogi, następuje zmiana
kierowcy, ten który skończył, dzieli się z kolegą spostrzeżeniami o podejrzanym
stukocie, który słychać, gdy autobus wchodzi w zakręt. Ten który zaczyna ma
czarne, gęste wąsy i bystre, ciemne oczy.
- te kilka godzin to przejedziesz
spokojnie, to jakaś drobna rzecz.
Żegnają się wesoło, trzeba już ruszać
dalej, nie ma czasu, ktoś tam przecież moknie na następnym przystanku. Ruszamy
spokojnie, spod kół znów zaczynają wyskakiwać ciemne, lśniące fale i zalewają
krawężniki, zalewają chodniki, zalewają wszystko. Czerwone. Ruszamy powoli,
następny przystanek jest koło Biedronki. Stop. Kierowca otwiera przednie drzwi,
te którymi wolno tylko wysiadać, dokładnie na wprost dwóch młodych kobiet. Gdy
wsiadają, on odchyla przed nimi barierkę.
- bardzo proszę, ja pomogę. Duży krok teraz
proszę postawić, o bardzo ładnie. Teraz w tamtą stronę, tak, tam kawałeczek na
lewo są dwa wolne miejsca, panie usiądą. Zwalniam miejsce przy samym wejściu,
to najlepsze, skąd wszystko dobrze widać. Proszę. Kobiety usiadły pomagając
sobie nawzajem.
- dobrze, wszystko w porządku? Możemy
ruszać? No to jedziemy.
Rozmawiają między sobą , kierowca wychyla
się do nich
- mogę zapytać jak radzicie sobie panie we
dwie?
Chwila ciszy. Zaskoczenie. Lokalizacja
źródła dźwięku
- bo ja pierwszy raz widzę, przepraszam…
kiedyś zastępstwo miałem na innej trasie, tam, wiem że wsiada taki pan, ale też
na początku nie wiedziałem, bo ani laseczki nie zauważyłem, tak sobie dobrze
radzi…
- może on tylko nie dowidzi
- a no tak, możliwe. Pewnie rzadko też takie
osoby jeżdżą same. Ja w każdym razie pierwszy raz…a już trochę jeżdżę.
One zaczynają chichotać, ta siedząca bliżej
przejścia uśmiecha się nerwowo
- a można zapytać jak długo pan jeździ?
- o, no już trochę, jakieś hm.. z 15 lat
będzie
- to aż dziwne, że nigdy wcześniej pan nie
spotkał niewidomych.
Przystanek, ruch w drzwiach, fala
powietrza, twarz wykrzywiona niezadowoleniem, deszcz wszedł do środka,
rozejrzał się i usiadł. Ktoś podszedł kupić bilet, ktoś nie wsiadł i musi
moknąć dalej, bo to nie jego autobus. W środku zostało już niewielu pasażerów,
za pięć przystanków będzie końcowy. Jedziemy dalej.
- i lekarze żadnych szans nie dają, jest
możliwość jakiegoś przeszczepu?
- ale po co?
- jak to, po co?
- jeśli jest możliwość…
Jedna z nich podnosi się do wyjścia
- teraz będzie Dwór?
Niepewnie chwyta się barierki.
- proszę pana, jak jest możliwość lecieć w kosmos, to trzeba skorzystać i lecieć.
Z tyłu starszy pan, raczej ubawiony tą
wymianą zdań, rozkłada ręce i mówi do siebie
- a pewnie, lecieć. Ha ha ha
- to cześć stara. Do widzenia
Kierowca: do widzenia
Starszy pan: do widzenia. Podziwiam.
Dziewczyna powoli opuszcza ciepłe wnętrze
autobusu. Pierwszy krok jest ostrożny, drugi stawia ją bezpiecznie na mokrej
tafli ulicy. Drzwi zamykają się za nią z cichym stuknięciem. Ruszamy.
- ja uważam, że jak jest możliwość, to trzeba
próbować
- ale, wie pan, to kosztuje ogromne
pieniądze taka operacja, a poza tym ja myślę że jak już ktoś nie widzi, to jest
do tego przyzwyczajony, nie robi sobie nadziei. Jak od urodzenia się nie widzi,
to już jest normalność
- a pani przepraszam, nie widzi od
urodzenia?
- widziałam, ale tylko do trzeciego roku
życia, to wiele nie pamiętam… to jakby od urodzenia…
Następne pytanie nie pada. Wszyscy
przysłuchują się tej rozmowie w milczeniu, zawieszają wzrok gdzieś ponad
czytanymi gazetami, cisza wytrąca się ze spokojnego, jednostajnego stukotu.
…wypadek. W mózgu są takie nerwy,
odpowiedzialne za widzenie, które jak się je uszkodzi…
- a, rozumiem. Tak, ja mam jakieś pojęcie,
bo mój tata świętej pamięci…lekarze nie dawali mu nawet szans. Ale bardzo
dobrze sobie panie radzą. To bardzo dobrze. Panie obie pracują?
- tak, ja pracuję w biurze. Koleżanka w Biedronce. Kiedyś to by było niemożliwe. Mam komputer z syntetyzatorem mowy
- taki, że się wklepuje i on wypowiada,
tak?
- tak. Poza tym świadomość społeczeństwa
się zmienia…no, wobec niepełnosprawnych. Jest więcej ludzi życzliwych, więcej
się myśli o tym, żeby sobie mogli dać radę i dlatego to się zmienia.
- a pani z rodzicami mieszka?
- nie, moi rodzice mieszkają daleko.
- i pani sama?
- przez półtora roku byłam sama, a teraz
brat przyjechał.
- co za odwaga!
- czy ja wiem, jest łatwiej teraz, przez to,
że są te różne udogodnienia…
- no tak, dobrze że pani ma pracę, wychodzi
pani z domu…bo najgorzej jak to cztery ściany i dziękuję.
- trzeba sobie jakoś radzić.
Katarzyna Lis